Archiwum 02 maja 2005


maj 02 2005 Strzał w głowe
Komentarze: 9

Niestety ta stara dupa podniosła się ku wątpliwej radości Roberta. Mały chomik, na przekór całemu tragizmowi sytuacji poczoł nucić...

"Here we are now, entertain us..."

Mamusia troche sie jakby podkurwila. Wstala ciagle gaworzac o rozlanej zupie, w jej oczach bylo widac gniew, jej usta mowily:

"*&$#$^%$^ !!"

Wtedy, wlasnie w tym momencie cos sie stalo. Nie jestem tytanem retoryki i nie zarzuce teraz skrzacym sie dowcipem tekstem, ani tez nie wklepie niekonczacego sie opisu sytuacji. Powiem jak to przedstawialo sie z punktu widzenia Roberta.

Łup-beng i mama nie żyła. Zupełnie szczerze. Przyjeła posadzke na twarz. Robert rozłożył swoje małe blade łapy i myślał. Przybiegł Siostra.

Tzn to nie była ta małą dziewczynka (jak ona miała na imie?), ale pies. Pies wabił się "Siostra" ponieważ ojciec Roberta był księdzem i niegdyś małego kundla podarowała mu siostra.

Siostra wyglądał mniej-więcej jak zwykłe szczekające pudło. Miał głowe i ogon a gdzieś pośrodku wiewały mu się cztery nogi i piąty dodatek ekstra (chyba nie muszę tłumaczyć). A, jest jeden szczegół który sprawiał, że Siostra był wyjątkowy. Miał metr osiemdziesiąt pięć.

Więc Siostra przybiegł i zaczoł zlizywać z kobiety zupę, tylko teraz Robert tym bardziej nie był pewien... Zupa czy krew? Krew czy zupa? A może KurczakFrytkiCola?

Nie, no dobra. To nie bylo zabawne. Znowu, no znowu ta dygresja.

Ekhm... Wiec sprawca zbrodni była grawitacja. To ona nakazała ledwie trzymającemu się żyrandolowi opuścić dotychczasowe miejsce egzystencji. Zgryźliwi mówią, że było to przeznacznie. Żyrandol niczego sobie, za 5 złotych pewnie by poszedł na ryneczku, a jednak nikt go nie sprzedał! 5 złotych to prawie majątek dla takiej pijaczki jak stara Roberta. Ile piw, nie powiem, bo nie piję, ale myślę, że z dwa.

Więc Robert patrzył, a chomik meloman tym razem odmówił posłuszeństwa całkowicie. Jednakże zawsze był tam system awaryjny. Lampka. Była co prawda mniej efektowna niż chomik, ale za to dawała pomysły szybciej i bardzie wyraźiście.

-ONA nie może tego zobaczyć

Myślał tu o siostrze- człowieku. Kiedy Siostra-zwierzę wyczyścił mame z wszelkiej mazi czerwonej, Robert zwinoł "opiekunkę" i wsadził do lodówki. Widział to kiedyś na filmie, w poprzednik wcieleniu. Mieszkał wtedy w rodzinie która było stać na telewizor. Dobrze mu tam było... W chwilach największego smutku wspominał te czasy kiedy jako wesoły kanarek świergotał sobie. Nie krzywił się nawet na wspomnienie, że czasem mylił ziarno z własnym gównem czy np gdy zjadł go kot.

Nooo...w każdym razie. Zrobił to co zrobił i udał się na spoczynek.

-Yobejt, cy co sie stalo?
-Nic, tylko pamiętaj kochanie, nigdy, ale to nigdy nie zaglądaj do lodówki
-A cemu Yobejt?

Mysłał przez chwilę po czym rzucił.

-Bo, wyobraź sobie, jest tam jedzenie. Pamiętasz kiedy ostatni raz widziałaś chleb? Więc właśnie, twój żołądek na pewno strawił już sam siebie by dostarczyc ci energi potrzebnej do życia. Jeżeli coś zjesz- umrzesz. Zrozumiałaś?
-Um
-Co "um"? Co w tym jest nie jasne?
-A mama umajła Yobejt?
-Nie, no co ty.
-Aha
-Dobranoc maleńka
-Dobyanoc

-----------------------------------------------------------------------------------

Ania zaczeła sie trochę martwić, myslała o całej sytuacji. Trochę rozpraszał ją Rzecki rżnąc ją w dupe.

shit_happens : :