Archiwum maj 2005


maj 26 2005 Matka- reaktywacja
Komentarze: 4

Nastepnego dnia Robercik przebudził się rześki, chętny do wszelkich działań pro-edukayjnych jak nigdy wcześniej. Siostra-pies stał juz w pokoju, czekał aż pan da mu pić. Stara Roberta przechadzała sie po przedpokoju, szperając w każdym kącie. "Za pewne poszukuje mamony, aby znowu wprowadzic sie w stan odurzenia alkoholem".
Ale... czy on jej wczoraj nie zabił?

-Matko, ty wciąż żywa?
Odezwał sie do niej w te słowa.

-Niee, jestem pieprzonym ZOMBIE.

Robert wytrzeszczył oczy do maksimum, moment wychylenia przekroczył juz dawno granice normy...

Zombie, pamietał jak kiedyś spotkał jednego w szkolnym kiblu, w podstawówce...
Właśnie siedział na muszli klozetowej kiedy nagle ktoś otworzył drzwi.

-Ej, robie kupę -powiedział wtedy nasz heros
-Co mnie to obchodzi, złaź
-Ale mam pewnie brudny... wiesz...otwór
-A wiesz kim ja jestem? Wiesz?
-E.. Marek?
-Marek to ja byłem wczoraj.
-Daj spokój, jesteś moim najlepszym przyjacielem
-Twoim najlepszym przyjacielem to ja nie bylem NIGDY. Zapamietaj to sobie.

Robert pamietał, ze bardzo posmutnial. Łezka popłyneła mu po policzku. Zaraz, to nie była łezka tylko Marek go opluł.

-Marek? Marek, co z toba? Czemu na mnie plujesz?
-Bo jestem zombie.

Później Robert dostał w facjate 5 kombosów i przebył kurs scuba-diving w wodzie klozetowej. Wyciagnoł z tego zasadnicza pointe- zombie należy sie bać.

Więć po tym wyznaniu rodzicielki ciarki przeszły mu po plecach, z trudem przemówił ponownie.

-Jjj...jja..nnnie...nnie..chcce... nie cche...nurkować
-O czym ty gadasz dzieciaku, przecież robie cie w człona, daj mi lepiej szmal.

Ale jak to sie stało? Przeciez wszystkie wczorajsze wydarzenia nie mogły byc snem? Matka zyje? Szczerze, to Robercik troche sie cieszył z jej zgonu.

Poszedł więc przeprowadzić małe dochodzenie nia miejsce zbrodni. Lodówka była otwarta, troche krwi tu i ówdzie.

-A, Robert, posłuchaj gówniarzu. Więcej nie wsadzaj mnie do lodówki na noc. Gdyby nie pies to mogłabym zamarznąć! W dodatku miałam jakieś rany na łbie, dobrze, że Siostra ma tą leczniczą ślinę.

Ugieły sie pod nim kolana...

Matka po chwili znalazła pieniądze, te same o które dnia poprzedniego tak długo walczyli. Pochwyciła je i rzekła.

-No to Hasta Lavista bejbe!

Tak, to były te pieniądze na lalke, to były te pieniadze za które miał rozpocząc swoja błyskotliwą kariere... To było całe jego życie, przeszłość, teraźniejszość, przyszłość- zawarte w 50-siecio złotowym banknocie. Poszło w pizdu.

........................................................
**********...................**...*************
.................................................
.............................................
***********....******...............
..............................................
..............................................
************..........................................
.......................................................

 


Po kropkach pisze dalej...

Robert musiał już ruszać do szkoły. Co tam, wrzucił banana na twarz i pomaszerował w strone szarego zakatowanego budynku - ZSODNK. Aby przeżyć (lub nie) koleny dzień.

Jednak! Jednak jedno nie pozwałało mu iść ze spokojem ducha.

Pies chciał pic, przypomniał sobie jak na niego patrzył... Robercik wrócił i NALAŁ mu do miski. Hehe.

shit_happens : :
maj 02 2005 Strzał w głowe
Komentarze: 9

Niestety ta stara dupa podniosła się ku wątpliwej radości Roberta. Mały chomik, na przekór całemu tragizmowi sytuacji poczoł nucić...

"Here we are now, entertain us..."

Mamusia troche sie jakby podkurwila. Wstala ciagle gaworzac o rozlanej zupie, w jej oczach bylo widac gniew, jej usta mowily:

"*&$#$^%$^ !!"

Wtedy, wlasnie w tym momencie cos sie stalo. Nie jestem tytanem retoryki i nie zarzuce teraz skrzacym sie dowcipem tekstem, ani tez nie wklepie niekonczacego sie opisu sytuacji. Powiem jak to przedstawialo sie z punktu widzenia Roberta.

Łup-beng i mama nie żyła. Zupełnie szczerze. Przyjeła posadzke na twarz. Robert rozłożył swoje małe blade łapy i myślał. Przybiegł Siostra.

Tzn to nie była ta małą dziewczynka (jak ona miała na imie?), ale pies. Pies wabił się "Siostra" ponieważ ojciec Roberta był księdzem i niegdyś małego kundla podarowała mu siostra.

Siostra wyglądał mniej-więcej jak zwykłe szczekające pudło. Miał głowe i ogon a gdzieś pośrodku wiewały mu się cztery nogi i piąty dodatek ekstra (chyba nie muszę tłumaczyć). A, jest jeden szczegół który sprawiał, że Siostra był wyjątkowy. Miał metr osiemdziesiąt pięć.

Więc Siostra przybiegł i zaczoł zlizywać z kobiety zupę, tylko teraz Robert tym bardziej nie był pewien... Zupa czy krew? Krew czy zupa? A może KurczakFrytkiCola?

Nie, no dobra. To nie bylo zabawne. Znowu, no znowu ta dygresja.

Ekhm... Wiec sprawca zbrodni była grawitacja. To ona nakazała ledwie trzymającemu się żyrandolowi opuścić dotychczasowe miejsce egzystencji. Zgryźliwi mówią, że było to przeznacznie. Żyrandol niczego sobie, za 5 złotych pewnie by poszedł na ryneczku, a jednak nikt go nie sprzedał! 5 złotych to prawie majątek dla takiej pijaczki jak stara Roberta. Ile piw, nie powiem, bo nie piję, ale myślę, że z dwa.

Więc Robert patrzył, a chomik meloman tym razem odmówił posłuszeństwa całkowicie. Jednakże zawsze był tam system awaryjny. Lampka. Była co prawda mniej efektowna niż chomik, ale za to dawała pomysły szybciej i bardzie wyraźiście.

-ONA nie może tego zobaczyć

Myślał tu o siostrze- człowieku. Kiedy Siostra-zwierzę wyczyścił mame z wszelkiej mazi czerwonej, Robert zwinoł "opiekunkę" i wsadził do lodówki. Widział to kiedyś na filmie, w poprzednik wcieleniu. Mieszkał wtedy w rodzinie która było stać na telewizor. Dobrze mu tam było... W chwilach największego smutku wspominał te czasy kiedy jako wesoły kanarek świergotał sobie. Nie krzywił się nawet na wspomnienie, że czasem mylił ziarno z własnym gównem czy np gdy zjadł go kot.

Nooo...w każdym razie. Zrobił to co zrobił i udał się na spoczynek.

-Yobejt, cy co sie stalo?
-Nic, tylko pamiętaj kochanie, nigdy, ale to nigdy nie zaglądaj do lodówki
-A cemu Yobejt?

Mysłał przez chwilę po czym rzucił.

-Bo, wyobraź sobie, jest tam jedzenie. Pamiętasz kiedy ostatni raz widziałaś chleb? Więc właśnie, twój żołądek na pewno strawił już sam siebie by dostarczyc ci energi potrzebnej do życia. Jeżeli coś zjesz- umrzesz. Zrozumiałaś?
-Um
-Co "um"? Co w tym jest nie jasne?
-A mama umajła Yobejt?
-Nie, no co ty.
-Aha
-Dobranoc maleńka
-Dobyanoc

-----------------------------------------------------------------------------------

Ania zaczeła sie trochę martwić, myslała o całej sytuacji. Trochę rozpraszał ją Rzecki rżnąc ją w dupe.

shit_happens : :