Komentarze: 4
Nastepnego dnia Robercik przebudził się rześki, chętny do wszelkich działań pro-edukayjnych jak nigdy wcześniej. Siostra-pies stał juz w pokoju, czekał aż pan da mu pić. Stara Roberta przechadzała sie po przedpokoju, szperając w każdym kącie. "Za pewne poszukuje mamony, aby znowu wprowadzic sie w stan odurzenia alkoholem".
Ale... czy on jej wczoraj nie zabił?
-Matko, ty wciąż żywa?
Odezwał sie do niej w te słowa.
-Niee, jestem pieprzonym ZOMBIE.
Robert wytrzeszczył oczy do maksimum, moment wychylenia przekroczył juz dawno granice normy...
Zombie, pamietał jak kiedyś spotkał jednego w szkolnym kiblu, w podstawówce...
Właśnie siedział na muszli klozetowej kiedy nagle ktoś otworzył drzwi.
-Ej, robie kupę -powiedział wtedy nasz heros
-Co mnie to obchodzi, złaź
-Ale mam pewnie brudny... wiesz...otwór
-A wiesz kim ja jestem? Wiesz?
-E.. Marek?
-Marek to ja byłem wczoraj.
-Daj spokój, jesteś moim najlepszym przyjacielem
-Twoim najlepszym przyjacielem to ja nie bylem NIGDY. Zapamietaj to sobie.
Robert pamietał, ze bardzo posmutnial. Łezka popłyneła mu po policzku. Zaraz, to nie była łezka tylko Marek go opluł.
-Marek? Marek, co z toba? Czemu na mnie plujesz?
-Bo jestem zombie.
Później Robert dostał w facjate 5 kombosów i przebył kurs scuba-diving w wodzie klozetowej. Wyciagnoł z tego zasadnicza pointe- zombie należy sie bać.
Więć po tym wyznaniu rodzicielki ciarki przeszły mu po plecach, z trudem przemówił ponownie.
-Jjj...jja..nnnie...nnie..chcce... nie cche...nurkować
-O czym ty gadasz dzieciaku, przecież robie cie w człona, daj mi lepiej szmal.
Ale jak to sie stało? Przeciez wszystkie wczorajsze wydarzenia nie mogły byc snem? Matka zyje? Szczerze, to Robercik troche sie cieszył z jej zgonu.
Poszedł więc przeprowadzić małe dochodzenie nia miejsce zbrodni. Lodówka była otwarta, troche krwi tu i ówdzie.
-A, Robert, posłuchaj gówniarzu. Więcej nie wsadzaj mnie do lodówki na noc. Gdyby nie pies to mogłabym zamarznąć! W dodatku miałam jakieś rany na łbie, dobrze, że Siostra ma tą leczniczą ślinę.
Ugieły sie pod nim kolana...
Matka po chwili znalazła pieniądze, te same o które dnia poprzedniego tak długo walczyli. Pochwyciła je i rzekła.
-No to Hasta Lavista bejbe!
Tak, to były te pieniądze na lalke, to były te pieniadze za które miał rozpocząc swoja błyskotliwą kariere... To było całe jego życie, przeszłość, teraźniejszość, przyszłość- zawarte w 50-siecio złotowym banknocie. Poszło w pizdu.
........................................................
**********...................**...*************
.................................................
.............................................
***********....******...............
..............................................
..............................................
************..........................................
.......................................................
Po kropkach pisze dalej...
Robert musiał już ruszać do szkoły. Co tam, wrzucił banana na twarz i pomaszerował w strone szarego zakatowanego budynku - ZSODNK. Aby przeżyć (lub nie) koleny dzień.
Jednak! Jednak jedno nie pozwałało mu iść ze spokojem ducha.
Pies chciał pic, przypomniał sobie jak na niego patrzył... Robercik wrócił i NALAŁ mu do miski. Hehe.